Jak (nie) nagłaśniać kapeli metalowej progresywnej

Przedstawie do myślenia poniższy schemacik i teraz zastanówmy się co nie tak.

Wydawać się mogłoby, że wszystko OK. Ale coś nie tak. Brak połaczenia między piecami gitar elektrycznych i powermikserem - który jak się okazało ma za mało wejść. Co spowodowało zanik gitar po przejściu przez małą scene zastawioną sprzętem - przodami. Klawisze i wokal i tak były zagłuszone przez perkusje ze względu na niską skuteczność kolumn. Dźwięk dobry był dopiero poza sceną pod pubem. 

Idea nagłaśniania instrumentu, zespołu, głosu to takie jego wyemitowanie w sali teatralnej, stadionie, sali koncertowej, plenerze, aby zaspokoić jak najlepiej się da fantazje muzyków, artystów oraz słuchaczy. 
Nie jest to proste zadanie. Instrumenty są jak zaklęte w częstotliwość organizmy kodujące wyobraźnie naszych uszu. Są jak las harmonii i tembru. 
Nie jest prosto nagłośnić zespół rockowy czy metalowy, który jest parkiem narodowym pełnym drzew i zwierząt, przeróżnych dźwięków, łągodnych, ostrych, metalicznych ze stukącącymi bębnami, werblem bębnami, gitarami przesterowanymi, głosem ludzkim łagodnym i zniekształconym od bulgotu po pisk. Wpuszczenie wszystkich do jednej dziury częstotliwości pozbawionej barwy i dynamiki zabije najlepszy zespół i najbardziej zgrane osobowości. Nie będą siebie słyszeli tak jak należy.  
To do nagłośnieniowca, pana od gałek należy praca należytego przekazu obrazu dźwiękowego w przestrzeń do słuchaczy i przestrzeń odsłuchu aby każdy słyszał to co najlepsze w muzyce.

Po wstępnym nagłośnieniu i użyciu przodów jako dopałki brzmienie się poprawiło - niedoskonałości piecy i wzmacniaczy skorygowaliśmy dzięki prymitywnym układzie barwy - a w przypadku basu - equalizera. I teraz doszło do nas, że "ściana Marshalli" za sceną jest do niczego nie potrzebna - starczyło by małe dobre combo zgrane z wyjścia liniowego lub mikrofonu.

Komentarze